Wiele par gdy zbliża się termin rozwiązania, zastanawia się nad porodem rodzinnym . W dawnych czasach , gdzie za wspólne przeżywanie tej wspaniałej chwili trzeba było dość ładnie płacić, również Ja bym się nie zdecydował . Obecnie w prawie wszystkich szpitalach stało się to standardem, ale decyzja musi należeć do nas.
Moje odczucia przed tym dniem były również mieszane. Nie byłem do końca pewny czy chce uczestniczyć w tym ważnym dniu . Zastanawiałem się : jak przez to przejdę i czy nadal będę kochał swoją żonę jak do tej pory. Rozmawialiśmy wiele razy na ten temat. Moja druga połówka namawiała mnie, abym był przy narodzinach naszej córki, bo to jest również ważne dla niej. Powtarzała mi wiele razy " jak się poczujesz źle albo będzie Ci słabo to po prostu wyjdziesz, ale bądź tam ze mną".
Gdy nadszedł ten dzień,( żona wiedziała że to dzisiaj, lekarz również ponieważ taki ustalił termin rozwiązania) a było to 4 lutego minionego roku, nie miałem już wątpliwości. Będę z nią na dobre i złe. Przyjechaliśmy do szpitala około południa. Zgłosiliśmy się w izbie przyjęć. Dzwoniliśmy do naszego lekarza prowadzącego. Zrobiło nam się bardzo miło gdy powiedział że jest w szpitalu i zaraz do nas zejdzie aby się nami zająć. Gdy się pojawił zabrał żonę do gabinetu na badanie. Czekałem na powrót około 10 minut, a wydawało mi się że przynajmniej godzinę. W takich chwilach czas wydaje się biec bardzo wolno. Wrócił sam lekarz podszedł do mnie i powiedział " Przyszły tatusiu, zaczęło się. Żona ma rozwarcie 6 cm i zabrano ją już na oddział porodowy. Proszę o kupienie fartucha ochronnego i zapraszam na oddział". Nogi zrobiły mi się miękkie. Czy dam radę?. Przez pól godziny szukałem kiosku gdzie mogę kupić odzież ochronną. Po zakupie zgłosiłem się na oddział.
Na oddziale zrozumiałem dlaczego miałem być przy niej. Współczuje kobieta które rodzą same. Chociaż personel medyczny na salach jest, ale on ciągle jest w biegu. Czasami podejdzie i spyta się jak sytuacja się przedstawia. Kobieta jest zostawiona sama sobie i bólowi. Ma do dyspozycji tylko przycisk gdy poczuje że coś jest nie tak i aparaturę badającą puls dziecka.
Starałem się jak mogłem aby pomóc żonie. Masowałem jej plecy, chodziliśmy po sali, pomagałem przy piłce i głównie przyjmowałem jej cały ból i złość na siebie. Robiłem w sumie co uważałem za słuszne. Po wszystkim powiedziała mi " dziękuje , że byłeś przy mnie. Bez ciebie nie dałabym rady. warty był ten ból jak patrze na naszą kruszynkę" . Aż wreszcie przyszedł ten czas, pojawiła się główka małej,.Ostatnie wyparcia z wielkim wysiłkiem i bólem mojej żony( ręka moja bolała mnie jeszcze kilka dnia ponieważ cały czas trzymaliśmy się z żoną za dłonie) .Na świat przyszła Nasza córka
Akcja porodowa zakończyła się o 16.45 . Gdy usłyszałem pierwszy płacz czy krzyk z jej ust, wiedziałem że to już koniec, jesteśmy wszyscy w komplecie. Ręce mi się trzęsły gdy odcinałem pępowinę . Żona również była szczęśliwa i jednocześnie strasznie wymęczona. Zrobiono wszystkie badania dla noworodka na sali . Maleństwo otrzymało ocenę 10, chociaż do tej pory nie wiem co to oznacza. Oczywiście porobiłem kilka zdjęć aby utrwalić tą chwilę dla innych. Widziałem kilka rzeczy po porodzie których nie powinienem widzieć, ale cóż zdarzyło się. W sumie nawet byłem z tego zadowolony bo widziałem co w wnętrza kobiety oprócz dziecka zostaje wydalone z organizmu.
Wyproszono mnie, gdy przyszedł lekarz aby pozszywać i sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Spędziłem z nimi jeszcze godzinkę zanim zostały przewiezione na oddział dla matek z dzieckiem.
Mam nadzieję że opis tego szczególnego dnia dla mnie, przekona i zachęci was do rodzinnego porodu. Pamiętajcie przyszli tatusiowie w czasie porodu jesteście bardzo ważnym wsparciem dla swoich żon, partnerek. A chwila gdy na świat przychodzi wasze wspólne dziecko nie do opisania . Zostanie z wami do końca waszego życia.
A jeśli chodzi o moja żonę. Kocham ja jeszcze mocniej, bo jak nie kochać kobiety która przez 9 miesięcy nosiła nasze dziecko w " brzuszku" i tak wspaniale zniosła ból i cały poród.